anne

ciężko jej się było uśmiechnąć, bo ona też właśnie wczuła się w pocałunek, całując go tak żarliwie i łapczywie i w ogóle widać chyba było jak za nim tęskniła, bo chyba jeszcze nigdy nikogo tak nie całowała. wplotła szczupłe palce w jego miękkie, pachnące jakaś męskim, przyjemnym szamponem włosy, oddając pocałunek. dopiero teraz tak naprawdę poczuła, że breth jest tutaj przy niej.

a breth, ułożył prawą dłoń z powrotem na plecach anne, ale nie głaskał, tylko w ten sposób, mógł ją bardziej do siebie przyciągać. pragnął jej jak nigdy wczesniej. i chyba nawet niekoniczenie w kwestii seksualnej, chciał ją po prostu mieć i z nią być.

przylgnęła więc biustem do jego klatki piersiowej, wsuwając delikatnie dłonie pod jego koszulkę, żeby ułożyć je gdzieś w okolicach jego nerek. w końcu udało jej się od niego oderwać, musiała zaczerpnąć oddechu. przesunęła językiem po jego dolnej wardze, mając nadzieję, że gdyby brethowi na przykład przyszło do głowy, zeby zdjąć jej koszulkę, to nie zobaczy tego ogromnego, kolorowego siniaka na jej prawym żebrze.

a brethowi właśnie to wpadło do głowy, toteż zdjął jej koszulkę i już zamierzał zabrać się za resztę górnej garderoby, kiedy dostrzegł siniaka.
- o nie - wydukał, przez zaciśnięte zeby - tak być nie może, anne. zabije śmiecia, przysiegam ci to, niezależnie co o tym sadzisz.

- ciiicho - szepnęła prosto w jego usta, po czym pocałowała go delikatnie w dolną wargę. - to nie jest ważne - powiedziała, bo w tym momencie wszystkie te siniaki i reszta tego świata się dla niej nie liczyły, ważny był teraz tylko breth, to, że był przy niej, a nie jakiś durny apollo z rządzą w oczach. - i nie będziesz nikogo zabijał, okej? - zapytała, wbijając w niego stanowcze spojrzenie, przy czym położyła dłoń na jego kroczu i ścisnęła lekko, ale wcale nie w celu sprawienia mu bólu czy coś.

breth wyraźnie się rozluźnił, co mogła zauważyć poprzez jego błogi uśmiech na twarzy. hiszpanka może była seksowna, ale nikt go nie podniecał tak jak anne, choć przez pewien czas, mieli z tym jakieś problemy.
- okej - odpowiedział tylko i rozłożył się wygodniej, wolną ręką zabierając za zapięcie od stanika anne.

na jej twarzy pojawił się wyraźny wyraz satysfakcji, kiedy to odpowiedział, że okej i w ogóle. pomogła mu z tym zapięciem, jakoś nie miała ochoty patrzeć jak sie z tym męczył, więc zdjęła stanik z siebie i rzuciła go w tył. potem stwierdziła, że tak koszula brethowi zupełnie do niczego się nie przyda, o czym go poinformowała, zanim to jej z niego nie zdjęła i nie rzuciła na podłogę również.
- grzeczny chłopiec - mruknęła i kokieteryjnie zamrugała rzęsami, po czym przesunęła czubkiem języka po jego lewym obojczyku.

breth natomiast uniósł biodra anne w górę i zsunął jej dzinsy, razem z majtkami i zaserwował jej miłą minetkę, krzywdząc przy tym swoje plecy, bo musiał nieźle się wygiąć. ale dał radkę, yeahh.

nikt jeszcze nigdy nie robił jej minety, więc była zupełnie zdziwiona i zastanawiała się przez moment, o co mu chodzi z tym wyginaniem się, dopóki nie przeszedł do rzeczy. była zadowolona z tego obrotu sprawy, czemu towarzyszyło ciche jęknięcie, które z siebie wydała, bo ta mineta naprawdę była miła!
;q

okej, wiec zakonczyl sprawę, a potem najzwyczajniej w świecie obrócił anne i wszedł w nią od tyyyłu, bo robił to z karmę, swoją dziewczyną w hiszpanii i to, było miłe doświadczenie. a teraz, ze świadomością, że pieprzy ukochaną dziewczynę, było jeszcze lepiej.

okej, teraz to było dla niej jeszcze dziwniejsza, ale przede wszystkim niespodziewane i musiała przyznać, że zupełnie miło ją tym zaskoczył. w książkach mojej mamy zawsze piszą, że w tej pozycji dotykał miejsca, którego nie dotykał w normalnej pozycji, więc pewnie tak było, toteż anne doszła całkiem szybko, przy czym niesmowicie sie zdyszała, bo dawno nie uprawiała sportu xd.

breth też chyba już doszedł, o czym mogło świadczyć to, że najzwyczajniej w świecie opadł obok i to byłoby na tyle z serii wracamy do dawnych czasów. pocałował ją płytko w ramię, bo na więcej nie miał siły, by obserwowac teraz biały sufit.

rozanielona skuliła się na kanapie obok niego, głaszcząc delikatnie jego brzuch. przez moment zastanawiała się czy to ta hiszpanka go nauczyła, ale szybko oddaliła od siebie te myśli, bo teraz liczył się tylko breth. nieważne, z kim sypiał. oparła głowę na jego ramieniu i przytuliła się do niego lekko.
- łaaał, breth, perwersie - zachichotała, muskając go ustami po obojczyku.

zasmiał się z tego co powiedziała anne i przymknął oczy.
- chodźmy do sypialni, hm? - zaproponował półgłosem - jestem zmęczony, a jutro mam śniadanie z siostrą - i wszystkie grzechy wyjdą na jaw, tyryryr :d

- dobrze - zgodziła się. cmoknęła go w policzek i usiadła, spuszczając nogi na podłogę. - ale nie ubieraj bokserek, bo muszę się tobą nacieszyć - roześmiała się, ale niekoniecznie chodziło jej o seks, po prostu o to, żeby czuć go tuż przy sobie, kiedy na przykład obudzi się w nocy czy coś. i skierowała się do sypialni, nie czekając na niego.

może obudzi się w nocy i stwierdzi, że musi komuś zrobić loda. okej, cicho. breth natomiast, napił sie jeszcze wody i podążyl za anne, obserwując jakieś zdjęcia wiszące w przedpokoju. z blondwłosym chłopakiem.
- to on? - zapytał, wsuwając sie pod kołdrę.

w tym momencie wkurwiła się na siebie, że nie zdjęła zdjęć. będzie musiała zrobić to jutro, jak breth pójdzie na to śniadanie czy coś.
- najwyraźniej tak - mruknęła, kładąc się obok niego. wtuliła się w bretha i przymknęła oczy, gładząc go delikatnie po lewej łopatce.

- okay - przytaknał, ale był zły i zazdrosny. i chciało mu się spać. jutro chybaa faktycznie przycisnie tuluzę by wszystko mu powiedziała.

ojoj? usnęła.

no więc breth, dziś na śniadaniu z siostrą, dowiedział się o wszystkim. o wszystkim, dosłownie wszystkim. włącznie z ciążą. i chyba to go najbardziej zabolało. i nie mógł też trochę uwierzyć. on nie mógłby być tak nierozważny. zapukał, podciągając spodnie na chudym tyłku.

biedna anne, już mi jej szkoda ;c. dzisiaj udało jej sie uporać z tymi zdjęciami, które podarła na równe, symetryczne kawałki i wrzuciła do kosza, w ramki wsadzając stare zdjęcia jej i bretha, na które, jak stwierdziła, patrzyło jej się o wiele przyjemniej. niczego się nie spodziewając, powędrowała do drzwi, ubrana w jakąś bluzę bretha, która mu skradła dawno dawno temu, a którą to zagrzebała w swojej szafie tuż po jego rzekomej śmierci, jakieś majtki i smieszne, puchate kapcie. otworzyła i powiedziała, żeby wchodził.

wszedł więc, strzepując płatki śniegu z jasnych włosów. uśmiechnął się niemrawo i zaczął ściągać kurtkę, szalik plus buty. przeszedł teraz do salonu, do którego znal drogę i opadł w fotelu. nie wiedział jak zacząć, chciało mu się rzygać na samą myśl o tym, że anne....była w ciąży...z....kimś...kto...ją....wręcz MALTRETOWAŁ. on już oczywiście odnalazł apolla, który, jak się okazało był w los angeles, czyli całkiem niedaleko pana beauchamp.
- no więc hm, anne....ja...dziś rozmawiałem z tuluzą i ona...mówiła dużo średnio ciekawych rzeczy - musiał się wewnętrznie przygotować na to, by tamte słowa przeszły mu przez gardło.

westchnęła trochę zrezygnowana i opadła na parapet, ignorując to, że teraz jest jej zajebiście zimno w tyłek. objęła się ramionami i przygryzła dolną wargę, przez chwilę z mocno bijącym sercem zastanawiając się nad tym, co takiego mówiła mu tuluza. i naprawdę sie tego bała, bo nie utrzymywała najlepszych kontaktów z siostrą bretha.
- czyli, że co mówiła? - zapytała cicho, marszcząc przy tym lekko brwi. podkuliła kolana pod brodę i oparła ją na nich, patrząc na niego wyczekująco.

- że....- zaczął, ale chyba na moment musiał się zamknąć w sobie i to przemyśleć. przymknął oczy i westchnął ciężko - ona mi powiedziała, że sypiałaś z tym całym apollo, zaraz po mojej śmierci. ale nieważne, przecież mnie teoretycznie nie było, więc miałaś prawo robić co ci się podobało. pozwalałaś mu bić się i traktować jak szmatę. ale to jeszcze nic, bo ja bym mu na to nie pozwolił, ale skoro tobie to odpowiadało...i ponoć byłaś w ciąży. anne, ty masz SIEDEMNAŚCIE lat - zauwazył i podniósł na nią wzrok.

otworzyła usta z niedowierzaniem, ale zaraz je zamknęła i znów otworzyła z powrotem.
- za kogo ty mnie masz, breth? - zapytała chłodno, mrużąc przy tym powieki. naprawdę zdziwiło ją to, czego dowiedziała się o sobie, choć oczywiście część faktów była prawdziwa, ale ta druga część... och nie, nie potrafiła uwierzyć, że breth w to uwierzył. - naprawdę wierzysz w to, co mówisz? ja pierdolę - pokręciła głową, prawie odruchowo sięgając po paczkę papierosów, leżącą na parapecie.