anne

- ale po co się pytasz, skoro i tak nie przyjmiesz żadnej innej odpowiedzi do wiadomości? NIE, nie będzie lepiej, niczego nie będzie, możesz mnie przelecieć, zrobić wszystko - oczywiśce nie mówiła tego w ramach propozycji, po prostu dla wzmocnienia efektu - ale i tak nigdy nie będziesz mnie miał. dotrze to wreszcie do ciebie? nie bedzie żadnych nas, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, nie będę nigdy w stanie cie pokochać - och, była bardzo bezpośrednia.

- dobrze. - mruknal, po czym wstal i zaczal ubierac buty. moze i wciaz kochal ja ponad swoje nedzne kurwa zycie, ale na pewno w koncu da sobie rade bez niej. przeciez w paryzu jest wiele pieknych i samotnych kobiet, si? si.

- okej, może byłam trochę za ostra - mruknęla pod nosem, stając w progu korytarza. ale nie zamierzała wycofać sie ze swoich słów, przynajmniej narazie, kiedy miała nijakie wrażenie, że nie wszystko powiedziała szczerze, ale nie chciała wyjść na żadną idiotkę, która zmienia zdanie w tak powaznych sprawach z sekundy na sekundę.

- nie anne, nie o to chodzi czy bylas za ostra. po prostu dalas mi jasno do zrozumienia, ze nie chcesz mnie juz znac i ze nie interesuje cie kim jestem dzis. troche przykre, ze nie potrafisz oddzielic przeszlosci od terazniejszosci. - stwierdzil ubierajac plaszcz i zawiazujac szaliczeQ.

wnerwił ją tym i to bardzo, więc skłoniło ją to do tego, że zaświeciła światło w korytarzu. instynktownie zmrużyła powieki.
- trochę przykre - mruknęła, unosząc bluzkę do góry, także bez przeszkód mógł przyjrzeć się jej posiniaczonym żebrom i brzuchowi. - prawda?

- i wlasnie to zrobil ze mna alkohol i narkotyki. przepraszam, anne, nawet nie bylem wtedy swiadomy co sie ze mna dzieje. - i troche mu sie wymsknelo, przeciez anne nie wiedziala o tym, ze byl totalnym nalogowcem i cpunem, rajt? w koncu nigdy nie przyszedl do domu najebany tudziez na fazie, oprocz tego jednego razu.

- o mój boże, a ty przez cały związek wmawiałeś mi, że mi nie ufasz! a sam nie byłeś lepszy. jesteś totalnym CHUJEM, apollo, rozumiesz, chujem! - krzyknęła, aż coś w suficie zabębniło, to pewnie jakieś lisy w rurach wentelacyjnych czy jak to sie nazywa. - i ty chcesz do mnie wrócić, tak? kurwa mać, alkohol i narkotyki, niezła wymówka, kurwa mac, ja myslałam, że jesteś porzadnym facetem, jak mogłeś...

- zaluje, ze mnie wtedy odratowali, ja pierdole. - nie krzyknal, tylko stwierdzil dobitniej i ruszyl do drzwi, az przypomnial sobie, ze zostawil w salonie telefon, wiec sie po niego wrocil co nie hehe wcale nie napisalam tego tylko po to aby post byl dluzszy ;f

- taak i zrób jeszcze z siebie ofiarę, proszę bardzo - przewróciła oczami, obejmując się ramionami, w korytarzu było jej zimno. - biedny, naćpany apollo pobił anne, oj złą anne, a teraz biedaczek jeszcze sie nad sobą poużala? żałosne - bała się, ze apollo jeszcze się na nią teraz rzuci, ale to było silniejsze od niej i musiała powiedzieć, co powiedziała.

- jakbys jeszcze kiedys potrzebowala sie na kims wyzyc-zadzwon, znasz moj numer. - i wyszedl, nawet nie trzasnal drzwiami ani nic, co zdecydowanie swiadczylo o poprawie, bo normalnie w takiej sytuacji zapewne zachowalby sie zupelnie inaczej.

krzyknęła jeszcze za nim, że jak on będzie sie chciał wyżyć, a jest niegorszy w te klocki, to niech też zadzowni, a potem poszła spać. i nawet nie płakała.