basil

gabrielle, grubo spóźniona i tak dalej, dotarła pod drzwi basila. poprawiła jeszcze włosy i zapukała, czekając na jakąkolwiek reakcję. miała nadzieję, że gdzieś sobie nie poszedł.

nie poszedł, ale raczej nie liczył już na to, żeby do niego miała przyjść, skoro nie było jej tyle czasu, w którym zdążył wziać prysznic i teraz, kiedy zadzowniła, siedział na kanapie w samych bokserkach, oglądając koszykówkę. wstał i poszedł otworzyć.
- o, jesteś - stwierdził jakże rezolutnie i wpuścił ją do środka.

gabrielle więc uśmiechnęła się tak, jak na awatarze, bo strasznie mi się on podoba i weszła, uprzednio mierząc basila wzrokiem. pocałowała go w kącik ust i zdjęła torebkę z ramienia.
- no jestem. wybacz, były straszne korki, chyba przestanę jeździć samochodem - bo właśnie kupiła dziś nowy - nadal jestem mile widziana? - zapytała, mając pewne wątpliwości co do tego, bo może basil w TAKIM stroju, czekał na jakąś rudowłosą dziwkę.

a może właśnie na gabrielle. gdzieżby to można było nazwać strojem, skoro on praktycznie nic na sobie nie miał, ale w sumie go to nie krępowało, bo przecież to bazyl, a bazyl nigdy prawie się nie krępuje.
- aha, jak najbardziej mile widziana - uśmiechnął się również przyjemnie, może właśnie właśnie tak jak na avatarze również.

awatar jest taki sepkowy </3 : (. no nic. gabrielle więc zsunęła nowiutkie pantofle jimmy'ego choo ze stóp numer trzydzieści osiem i odwiesiła płaszczyk, by przejść do salonu, a przynajmniej wywnioskowała, że to salon z tego, jak był wyposażony.
- co słychać? - zapytała, odkładając torebkę na bok i spoglądając na basila z kanapy.

- radio - stwierdził, siadając obok niej. objął ją nawer ramieniem, po czym nawinął sobie na palec komsyk jej włosów, który wydostał się spod idealnie spiętego kucyka, który w praktyce okazał się nie być taki znowóż idealny, skoro się rozpadał, sprawiając, że jego zdaniem wyglądała conajmniej uroczo.

żart jeden na dziesięć, xd okej, według niej to wcale nie było śmieszne, bo gabrielle należy raczej do osób, których nie śmieszą takie dowcipy, ale nic na ten temat nie powiedziała, tylko po raz kolejny się uśmiechnęła.
- pytam poważnie. co dziś robiłeś? - bo ona załatwiła pół miliona spraw i musiała wstać o piątej, żeby spakować walizki giselle i wystawić za drzwi.

- byłem najpierw w sklepie, po bułki, potem na siłowni, gdzie mnie maltretowała urocza, napakowana kelnerka, a potem przyszedłem do domu i wziąłem prysznic i tak sobie siedziałem i oglądałem koszykówkę, dopóki nie przyszłaś - czyli dzień zwyczajnego faceta, chciałoby się powiedzieć, ale wcale nie powiem tak, bo dla mnie bazy jest nadzwyczajny.

- a uczelnia? - zapytała, układając dłoń na jego udzie, ale tak zupełnie po prostu i krążyła po nim ludzikiem, ułożonym z palców; wskazującego i środkowego. ona praktycznie nigdy nie opuszczała zajęć na uczelni, ale ona studiuje prawo i nawet kilka słów, które podyktuje jeden z profesorów było ważne.

gabi poszłaaaa, bo i ja idę, sija.

no więc bazil przyprowadził gabi i wpuścił ją do środka i wziął od niej płaszcz, bo był wyjątkowo miły i dobrze nastawiony do bliźnich! zamknął drzwi na klucz, nie chciał złodziei, włamywaczy i porywaczy, chociaż zapewne bez przeszkód by sobie proadził, bo w szafie miał całą kolecję broni palnej.

gabrielle by pewnie umarła ze strachu, ale mniejsza o to. teraz przeszła do salonu i usiadła, zakładając nogę na nogę. miała dłuuugie nogi, ale jakoś nie przywiązywała do tego większej uwagi, choć oczywiście zdawała sobie sprawę ze swej atrakcyjności. kto by nie zdawał, będąc taką walentiną -,-.
- więc, masz coś do picia? - zapytała, spoglądając na basila.

podrapał się po policzku, zastanawiając się czy coś ma, bo ostatnio przyszli do niego koledzy i obalili cały barek w dziesięc osób. pomyślał jednak, że jakiegoś drinka zawsze zrobić może, toteż zrobił, nawet kolorowego i fajnego, bo basil wszystko umie, sobie też zrobił, bo akurat miał ochotę, po czym postawił dwie szklanki na ławie i usiadł obok niej, objemując ją ramieniem.

gabrielle sięgnęła drinka ze stołu i z ulgą upiła duży, duży łyk. miała ochotę dzisiaj gdzieś pójść, znajomi od niej z roku robili imprezę w akademiku, ale chyba wolała siedzieć tutaj z basilem i nasycać się jego przyjemnym zapachem.
- świetny - drink, jejeje.

- wiem - uśmiechnął się, upijając kilka większych łyków, po czym odstawił szklanke z powrotem, wziął jej śliczną twarz w swoje dwie duże, męskie, świetne, seksowne, zajebiste, bazylowo jamesowe francowe dłonie i pocałował ją w usta dopiero co zwilżone alkoholem.

gabrielle natomiast przekręciła się tak, by im obojgu było wygodniej i splotłszy dłonie na bazylowym karku, odwzajemniła pocałunek.

przesuwał dłonią po zewnętrznej stronie jej uda, masując je przy tym lekko i coraz bardziej wkecając się w pocałunek, który nie był taki znowóż niewinny, bo z języczkiem i innymi fajnymi bajerami.
- gabriellle - mruknął, robiąc malinkę na jej dekolcie, odchylając przy tym trochę bluzkę.

eee cos tam i potem poszla

yeeaaah, gabi przyszła do basila, w sumie trochę się tym wszystkim stresując. nie wiedziała co się z nią dzieje, ale kiedy był blisko, wszystko inne przestawało się liczyć. zapukala.

on miał to samo, ale zawzięcie usiłował udawać, że wcale tak nie jest. zastanawiał się, co gabi skłonna jest zrobić dla swojego szalika, ale w końcu stwierdził, że po prostu jej go da, przecież nie będzie się znęcał nad biedną dziewczyną.
- witaj, gabrielle - powiedział głosem jakieś uduchowionego muzułmana.

xd
gabrielle uniosła zdziwiona powieki, ale weszła, rozpinając guziki płaszcza i powoli zsuwając go z ramion. w mieszkaniu było ciepło, więc już go nie potrzebowała.
- czeeeść. co słychać? - zapytała i przeszła do salonu, spoglądając w tym momencie za okno.

- radio - powiedział jak to on i wszedł za nią od salonu, drapiąc sie po lewym pośladku, ale tylko chwilę i ukradkiem, komar go ugryzł czy coś! - hm, tak zserio to w zasadzie nic nowego - stwierdził po chwili głębszego namysłu, bawiąc się zapięciem zegarka.

- aha - przytaknęła i rozejrzała się trochę w poszukiwaniu swojego szaliczka - więc, co z moim szalikiem? dzisiaj byłam ze znajomym na śniadaniu i przez całą drogę marzłam!

- jest tam - wskazał na oparcie na kanapy, z którego zwisał jej ukochany szaliczek. - napijesz sie czegoś? - zaproponował, obserwując ją przy tym uważnie.