PRZED

stał przed hotelem i generalnie paląc czekoladowego papierosa (tak, ma to palenie wszelakich papierosów po siostrze), zastanawiał się, czy wejść do środka czy też nie. skinął tylko na bagażowego, który się błąkał przy jednej z limuzyn i opuścił jednym ruchem dłoni rurki koloru szarego, któe aktualnie były jego ulubionymi.
bierzcie ze mnie przykład i grajcie w hotelach, brzydale! ;d

specjalnie założyła willowi i winstonowi! sheila i hans, jej ochroniarz jechali limuzyną w stronę domu, a ona lustrowała wzrokiem przechodniów. wypuściła z rąk puszkę koka koli, kiedy przyuważyła tobiasa.
- omg - jęknęła i mruknęła do hansa żeby się zatrzymali - ja....zaraz wrócę - puściła mu oczko i wyskoczyła z auta ignorując nerwowo trąbiących kierowców z tyłu. ruszyła w stronę tobiasa, bo kojarzyła go ze szkoły. odgarnęła pasmo rudych włosów za ucho i trąciła go lekko ramieniem - ohm, sorry.

spojrzał leniwie na dziewczynę ze swoim bramkarzem i wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu, bo tak sobie myślę, że on taki będzie trochę. tak więc przyglądnął się jej, dopalając czekoladowego papierosa. ruda, ruda, ruda! okej, wcale jej nie wyśmiał. zmierzył ją, kiedy raczyła trącić go ramieniem i odskoczył lekko do tyłu. - hej małaaaa, uważaj - mruknął, poprawiając swoją skórzaną kurtkę. kilka bagażowych i tak dalej spojrzeli na nich czujnie, nie ma to jak mieć wszędzie wtyki, plus to, że jego rodzice prowadzili przetarg na ten hotel.

obejrzała się za siebie, uśmiechając zadziornie i może trochę wrednie. rude jest wredne, mrr. odrzuciła włosy za plecy.
- bo? - uniosła prawą brew do góry, lustrując tobiasa wzrokiem. hans został w limo, bo sheila miała z nim dobre układy i zawsze ją tylko trochę obserwował, coby nie było żadnych zamachów. no przynajmniej się starał.

uśmiechnął się trochę łobuzersko. wsadził ręce do kieszeni kurtki, uprzednio zgaszając butem papierosa. - bo się zabijesz? - zakpił, przybliżając się do niej i pochylając w stronę jej ucha. - i twój goryl nie będzie z tego zbytnio zadowolony, nie uważasz? - szepnął, wcale nie przez to, że bał się jakiegoś podsłuchu. tak po prostu.

- ma na imię hans. to jest concorde la fayette, tak? - zapytała, by się upewnić raczej. musiała załatwić rezerwację dla dziadków, którzy mieli przyjechać z dublina. a przynajmniej tak wymyśliła. sama przyjedzie do hotelu na noc, a rodzicom wmówi jakąś wycieczkę w alpy czy coś takiego. tobi był przystojny. bardzo. uśmiechnęła się.

zaśmiał się iście szczerze i powiedział, że to chyba oczywiste. no i pominął uwagę przetargu, si? a zaraz potem wszedł do środka w towarzystwie bagażowego, lans. i chyba nawet stwierdził, że koniecznie musi zalatwić jej numer.